Kiedyś, jeszcze w I poł. XIX wieku nie istniała psychoterapia. Początki prób podejmowanych, aby ulżyć cierpiącym na duszy i umyśle, miał miejsce jeszcze przed Freudem, odkrywcą psychoanalizy. Jeszcze przed tym wielkim badaczem ludzkiej podświadomości, próbowano leczyć, zwłaszcza melancholię i różnego rodzaju nerwice, takimi metodami, jak terapia moralna, magnetyzm, zwany inaczej mesmeryzmem, czy sugestia, a krótko przed Freudem – także rozwijała się hipnoza. Wszelkie te metody w tamtych, innych przecież czasach, miały na koncie pewne wymierne efekty i sukcesy. Jednak były to tylko próby, nie zawsze o pomyślnym wyniku, bez podparcia teoretycznego, bez żadnej teorii, trochę metodą prób i błędów. Dopiero Zygmunt Freud, rzeczywiście zapoczątkował postępujące przez cały XX wiek, naukowe spojrzenie na ludzką psyche i jej problemy czy zaburzenia.
Odkrył nieświadomość, podświadomość oraz przedświadomość. Leczył swych pacjentów z różnymi skutkami – niektórzy zdrowieli, choć bardzo powoli, inni niestety doświadczali nawrotów choroby i zaostrzeń, jednak mimo wszystko dzieło austriackiego eksplorera przetrwało próby i testowanie, jakie prowadzili jego bezpośredni uczniowie, którzy jak w szkole pozostawali w relacji mistrz-uczeń. Jung poszerzył pojęcie psychoanalizy, dotąd kojarzonej z mrocznymi popędami, instyktownymi i automatycznymi reakcjami, na cały zakres marzeń sennych, na nie tylko mroczną, ciemną stronę psyche, ale wskazywał, że nieświadomość to nie jest siedlisko zła, ciemności i zwierzęcości. Trzeba pamiętać, że w pozytywizmie, a potem w teoriach behawioralnych lat 30-tych XX wieku odrzucano w ogóle istnienie podświadomości, dominowała jasna i pełna świadomość, podejście z filozofii obecności i przed-stawienia w świetle ratio i rozumu. Dopiero Freud zauważył w teorii pomyłek, przejęzyczeń, znaczących snów, że oświeceniowi racjonaliści nie mieli całkowitej racji, gdy uznawali – za Kartezjuszem i Kantem – że człowiek w pełni siebie może kontrolować, być samoświadomym. Niestety, klinika psychiatryczna, jaka powstawała w całej niemal Europie, ukazywała i nadal, choć w mniejszym stopniu, że człowiek bywa niepoczytalny, mało wie, jego świadomość bywa otamowana, przymroczona albo przeciwnie – nadświadomość jako motor zachowań moralnych, samoświadomość, jako rezerwuar wszystkich podświadomych, nie zawsze niskich, pragnień, marzeń (stąd Freud wracając do tradycji senników egipskich zaczął badać swoich pacjentów), co kontynuowali następcy.
Psychoanaliza do dziś bywa stosowana, choć nie jest zalecana na bardzo głębokie problemy, raczej w nerwicach i czasami w depresji. Freud sądził, że wszystkie kłopoty z życiem, jakie mają dorośli, mają korzenie i źródło w dalekiej przeszłości – w dzieciństwie i to wczesnym, nawet niemowlęcych. Panująca teoria w epoce wiktoriańskiej, że dziecko jest aseksualne, że nie ma czegoś takiego jak “seksualność dziecięca” – została obalona i to się niejednokrotnie potwierdziło. Psychoanaliza pozwala wejść w głębię siebie, swej jaźni i tam próbować – przy uważnej obecności terapeuty – poszukać źródła obecnych problemów. Nie powinno się jej jednak stosować w każdej chorobie emocjonalnej, zwłaszcza w przebiegu zaburzeń psychotyczno-schizofrenicznych, bo jak sama nazwa wskazuje, psychoanaliza to niejako rozebranie człowieka na czynniki pierwsze, zdjęcie nabytych masek w życiu, to rozmontowanie tego wszystkiego, co człowiek interferując z macierzystą kulturą, zbudował jako mechanizmy obronne, z których Freud wyróżnił szczególnie wyparcie/stłumienie, które podczas psychoanalizy w lekkich kłopotach pozwala na ujawnienie wszystkiego, co utajone. Psychoanaliza nie jest tedy dla wszystkich, bo po pierwsze choroby ducha i emocji dotyczą najwyżej 25% ogólnej populacji, czyli 75% ludzi nie wymaga żadnych interwencji psychoterapeutycznej, co najwyżej porady, coachingu, mentoringu – wszystkich technik, które stworzyła psychologia pozytywna i transpersonalna. Freud był w przeciwieństwie do wybitnego psychiatry Kraepelina, bardziej optymistczny, jeśli chodzi o dalekie w czasie rokowania. Ten pierwszy po raz pierwszy zebrał rozproszone w klinice objawy w jedno pojęcie “dementia praecox”, czyli otępienie wczesne. Ów sądził, że raz wykryta choroba umysłu nigdy już się w sposób naturalny nie cofa, że postępuje co gorsza stopniowe, ale nieuchronne degradowanie aż do całkowitego rozkładu osobowości. Psychoanaliza przez metodę wolnych skojarzeń oraz analizy snów nada w niektórych przypadkach przynosi ulgę choć na pewien czas. Ale jako pionierka, psychoanaliza popełniała mnóstwo błędów i niestety zdarzały się znaczne pogorszenia, z samobójstwami włącznie. Dlatego zaczęto szukać innych metod, zamiast aktywowania wczesnej pamięci, co w przypadku poważnych traum było szkodliwe. Psychoanaliza zajmowała się tedy ludźmi z określonego kręgu kulturowego, a także zajmowała się wyłącznie przeszłością pacjentów.
Stąd badacze zaczęli podważać model zajmowania się przeszłością, bo jak dziś wiemy, wgląd we wczesne dzieciństwo niestety nie pomaga. Powstały inne szkoły: terapia behawioralna, bo w I poł. XX wieku był to nurt główny, do dziś stosowany z powodzeniem w przypadku na przykład ciężkich nerwic obsesyjnych oraz silnego lęku napadowego (panika). Powstała psychoterapia humanistyczna (Roger, Maslowe), logoterapia (V. Frankl), czyli poszukiwanie z pacjentem sensu jego życia i jego cierpienia, powstała psychoterepia egzystencjalna, bo wtedy egzystencjalizm był bardzo władczym kierunkiem filozoficznym. Powstała wreszcie – dająca we wszystkich chorobach i zaburzeniach – TPB – terapia poznawczo – behawioralna, która świetnie leczy melancholię, apatię, a także spektrum negatywnych symptomów w przebiegu schizofrenii i wszystkich jej czterech podtypów.
Okazuje się ogólnie, że najlepsze rezulaty daje miks wszystkich kierunków i szkół: taki koktajl terapeutyczny. Stąd granice między wymienionymi szkołami są umowne i coraz bardziej panuje podejście synkretyczno-eklektyczne. Terapeuta, który zaczyna pracę z pacjentem, rysuje mapę drogi, ale tę chory musi przebyć samodzielnie. Korzysta z wszelkich dostępnych dziś metod – nowe powstaną w II poł. XXI wieku po ustąpieniu obecnego kryzysu duchowo-ekonomicznego. W każdym razie granice są umowne i im bardziej obyty ze wszystkimi technikami i metodami, tym lepiej dla cierpiących. Najciekawsze jest też to, że podobnie jak leki psychotropowe, które nieco przyćmiły osiągnięcia terapii nie-biologicznych i nie-farmakologicznych, psychoterapia przeprowadzona odpowiednio dokonuje takich samych modyfikacji układu nerwowego i w półkuli prawej mózgu pacjenta, co udowodniono przez badania PET, fMRI czy EEG. Dlatego jeśli nie działa u kogoś psychoterapia, znaczy to, że powinien rozważyć przyjmowanie małych dawek jakiegoś leku i odwrotnie – jeśli zawodzi leczenie biologiczne, to wtedy jest znak, aby rozważyć podjęcie krótko- bądź długoterminowej terapii. Leki niekiedy są niezbędne, a nawet ratują nieraz źycie, jednak nadal sa pacjenci, którym nawet najlepsze leki nie są w stanie pomóc, stąd wniosek – pozostaje terapia psychologiczna, przeprowadzana przez doskonale wyselekcjonowanych, dyplomowych specjalistów, akredytowanych przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne.